Trzeci gracz
Paweł Wimmer
Spotkałem się ostatnio ze znajomym doktorem socjologii, który zajmuje się dzisiaj wpływem nowoczesnej techniki na zjawiska, postawy i zachowania społeczne. Powiedział, że być może po raz ostatni bierze teraz udział w wyborach (samorządowych, parlamentarnych, prezydenckich), bo następnych może już nie być. Nie dlatego, że PiS do nich nie dopuści, lecz dlatego, że zmiany w technice odmienią zupełnie nasze życie, nasz modus operandi. I to w sposób dzisiaj nieprzewidywalny.
Tego samego dnia byłem na debacie w warszawskim Klubie Jagiellońskim, gdzie profesorowie prawa Arkadiusz Radwan i Marcin Matczak dyskutowali o obecnym stanie trójpodziału władzy, o adekwatności monteskiuszowskiego pojęcia we współczesnych demokracjach. Jednak nie to jest przedmiotem tej notki.

Pomyślałem w kontekście wcześniejszej rozmowy, że wszelkie rozważania o instytucjach politycznych i prawnych kształtujących warunki życia publicznego wezmą w łeb właśnie za sprawą postępu technicznego i technologicznego, który tworzy zupełnie nową jakość życia. Co gorsza, jakość nieprzewidywalną, a w każdym razie dającą się przewidzieć w mocno ograniczonym zakresie.
Pamiętamy wszyscy, jak pod wpływem gwałtownego, niszczącego ataku w mediach internetowych prezydent Komorowski w ciągu zaledwie dwóch miesięcy stracił dużą i bezpieczną przewagę sondażową, przegrywając chwilę później wybory, co było pierwszym krokiem do sukcesywnego zniszczenia demokratycznego państwa prawnego, do wszystkich późniejszych nieszczęść, jakie dotknęły Polskę. Zaledwie trzy punkty procentowe różnicy zadecydowały o losach kraju, jak w filmie Kieślowskiego Przypadek, gdzie losy bohatera zależały od tego, czy dogonił ruszający pociąg, czy nie.
Dzisiaj istnieje już technika, która pozwala połączyć obraz wideo znanego polityka z jego własnym głosem, zsynchronizować perfekcyjnie ruch warg z dźwiękiem, a pod to podłożyć fałszywą treść, tworząc przekaz nieodróżnialny od prawdziwego, a zarazem budujący jakiś aberracyjny matrix, który całkowicie demoluje zasady podejmowania decyzji przez publiczność. Zwykły komputer generuje fałszywy, kilkuminutowy przekaz tego rodzaju w tydzień, za kilka lat będzie to dzień, za kolejnych kilka już tylko godzina.
Tradycyjne media miały swoisty imprimatur, przyzwolenie na kształtowanie opinii publicznej, względne zaufanie publiczności. Media internetowe go nie mają, bo nie muszą – są w dużej mierze anonimowe. Dominuje wolna amerykanka, całkowite zaburzenie procesu decydowania pod wpływem fałszywych informacji. Obawiam się, że budowana przez stulecia nowoczesna infrastruktura polityczna i prawna pójdzie w kąt pod przemożnym, niekiedy niszczącym wpływem techniki – przysłowiowy gajowy przyjdzie i wyrzuci z lasu i Niemców, i partyzantów. Stajemy się coraz bardziej bezradni w obliczu zyskującego podmiotowość technicznego Golema.