Mały Jasio w wielkim świecie
Bartosz Ławski
motto: „Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów”
Stanisław Lem
Zacznijmy od konstatacji pozytywnej: Internet jest jednym z najgenialniejszych wynalazków ludzkości. Źródłem nieograniczonej wiedzy, znakomitej rozrywki, pożytecznych informacji i natychmiastowej łączności. Jest nim niewątpliwie, gdy służy ludziom inteligentnym. Truizmem będzie zatem stwierdzenie, że jego nieograniczona i jakże łatwa dostępność sprawia, że korzystają z niego także ludzie, którzy zadziwili Stanisława Lema. Będę oszczędniejszy w słowach i nazwę ich po prostu inteligentnymi inaczej. Małymi Jasiami.
Zaistnieć w Internecie jest o niebo łatwiej, niż w tak zwanych mediach tradycyjnych. Szczególnie Małemu Jasiowi. Wystarczy założyć bloga i już można uznać się za fachowca w danej dziedzinie. Na przykład w motoryzacji. Przecież na samochodach wszyscy się znają, a ja jestem wręcz ekspertem. A skoro znam się na samochodach (w rodzinie wszyscy się mnie radzą, a gdy ciotka kupowała samochód, zabrała mnie na oględziny), to pora tę ekspercką wiedzę zdyskontować i zostać dziennikarzem motoryzacyjnym. Mam prawo jazdy, będę testować samochody, a dlaczego nie?
Bycie takim dziennikarzem motoryzacyjnym to piękna sprawa jest. Testowe samochody (+10 do lansu przed panną tą czy tamtą), eleganckie premiery (strzałka na skali zajebistości w okolicach czerwonego pola) i zagraniczne wyjazdy, czy może być coś lepszego…
Mały Jasio z zapałem rzuca się zatem w wir pracy, a że ma swoje zdanie (przecież się zna), to stuka na klawiaturze, co mu tam serce dyktuje. W końcu pojeździł tym samochodem, w czasie weekendowej wycieczki zrobił kilka przypadkowych fotek (koniecznie zmasakrowanych w Photoshopie, to świadczy o profesjonalnym podejściu), wie już więc wszystko, albo i jeszcze więcej. Dzieła Małych Jasiów zapełniają niektóre portale w tempie huraganu, powoli wypierając rzetelną i naprawdę profesjonalną pracę prawdziwych dziennikarzy. Pół biedy jeszcze, jeśli Mały Jasio ma świadomość, że jego „testy” są tak naprawdę amatorskimi impresjami i przyznaje się do tego. To nic złego, przeciwnie, takie świeże spojrzenie czasem się bardzo przydaje. Gorzej, jeśli występuje ex cathedra, do festiwalu ignorancji dokładając popis arogancji. A mnie akurat nic nie denerwuje bardziej, niż arogancki ignorant. Oczywiście, zorientowany czytelnik ziarno od plew szybko oddzieli i z lektury dzieł Małego Jasia zrezygnuje. Nie wszyscy jednak, jako się rzekło na wstępie, są zorientowani.
Od pewnego czasu zdarza mi się na dzieła Małych Jasiów trafiać z częstotliwością, na którą nie mam ochoty. Ale skoro już trafiam, to czasem się pośmieję, czasem wkurzę, a czasem uronię łzę nad ludzką głupotą. Pozwolę sobie przytoczyć kilka cytatów, z litości oszczędzając podawania autorów i miejsc, które swoją twórczością wypełniają. Bierze oto Mały Jasio do testu Mercedesa. Ładne auto, i nawet się Jasiowi podoba z zewnątrz, ale w środku już gorzej, bo jest – uwaga – niefunkcjonalnie. Gdyż, cytuję: „Nie mogę zrozumieć dlaczego Mercedes z uporem maniaka pakuje obsługę automatycznej skrzyni tam, gdzie wszyscy inni przełącznik wycieraczek” . Komuś, kto o Mercedesach ma jakiekolwiek pojęcie w tym momencie zapala się czerwona lampka: halo, chłopcze, co Ty opowiadasz. Od kilkudziesięciu lat obsługa wycieraczek w Mercedesach odbywa się dźwignią z lewej strony kierownicy, tą samą, którą włącza się kierunkowskazy. W egzemplarzu, który „testował” Mały Jasio, istotnie obsługuje się automatyczną skrzynię dźwignią z prawej strony kolumny kierownicy (też nic nowego), ale w innych, które zmianę biegów mają na środkowym tunelu, wycieraczki nadal są z lewej strony. Czyżby Mały Jasio nigdy przedtem nie siedział w Mercedesie? Wychodzi na to, że tak właśnie jest. Bo Małemu Jasiowi nie podoba się jeszcze coś: „Wylewanie gorzkich żali skończę elektrycznym hamulcem ręcznym, którego włącznika trzeba szukać na lewo od kierownicy – manii czyszczenia tunelu środkowego ciąg dalszy” . A było zajrzeć do jakiegoś innego Mercedesa albo zapytać wujka Google – cały alfabet Mercedesa, od A do V, ma przycisk zwalniania hamulca pomocniczego (bo „ręcznego” tam nie ma) z lewej strony. I to od dobrych kilkudziesięciu lat, od czasów, gdy hamulec pomocniczy „zaciągało” się małym pedałkiem przy lewych drzwiach a zwalniało cięgłem pod włącznikiem świateł. Mogę wsiąść do każdego Mercedesa i będę wiedział, gdzie czego szukać. Ba, po tym charakterystycznym układzie rozpoznaje się konstrukcyjne pokrewieństwo z Mercedesem, wystarczy przypomnieć Chryslera 300 C lub – aktualnie produkowane – Infiniti Q 30. Ale Mały Jasio wie lepiej, co i gdzie powinno być…
Cechą charakterystyczną Małego Jasia jest także perfekcyjna wprost umiejętność posługiwania się językiem ojczystym: „Zanim otworzyłem drzwi, zrobiłem wokół niego kółko, gdzie z uznaniem stwierdziłem, że Francuzi ‘umieją w ładne samochody’ „ . Od tego zdania mogłaby zaczynać się powieść, która z pewnością otrzymałaby nagrodę Nike. Albo wypracowanie gimnazjalisty, które z pewnością zostałoby ocenione na dwóję. Tu akurat Jasio zajął się Peugeotem 308. Samochodem, który wzbudził w nim wyjątkowo negatywne emocje: „A obrotomierz wyskalowany w przeciwną stronę niż prędkościomierz uważam za skandal. Wyobrażacie sobie czytanie książki, w której co drugi wers pisany jest wspak? W dawnych czasach, ktoś kto to wymyślił zgniłby w lochach Bastylii” . Co tam Aston Martin DB 9, co tam przedwojenne auta, w których często skalowano tak prędkościomierze. Strzałki mają być w tę samą stronę i już. Oczywiście, nie jest to rozwiązanie, które każdego musi zachwycać. Jest jednak różnica między „nie podoba mi się” a wsadzaniem do „lochów Bastylii”. To jest właśnie różnica między aroganckim ignorantem, a osobą, która po prostu wyraża własną opinię.
Mały Jasio lubi też podkreślać, jak znakomitym jest kierowcą. Dlatego podstawowym parametrem jest dla niego przyspieszenie. Jeśli samochód nie wciska w fotel i nie osiąga setki w mniej niż pięć sekund – nie nadaje się do niczego, jest bowiem „ociężały”. A jeśli nie jest, można się popisać umiejętnościami: „Efekt jest taki, że to samochód, który waży niespełna dwie tony, po gwałtownym wciśnięciu gazu wyrywa się do przodu w każdej sytuacji. Czy ruszamy z miejsca i przyspieszamy do setki, czy jedziemy 50 km/h i na autostradzie gwałtownie przyspieszamy do 150 km/h, wszystko odbywa się błyskawicznie” . Ale to jeszcze nie koniec – Jasio tak łatwo się nie poddaje: „Moc silnika jest na tyle duża, że na śliskiej nawierzchni żaden z systemów (a auto naszpikowane jest elektroniką) i żaden z trybów jazdy nie był w stanie utrzymać go w ryzach na starcie” . Po przeczytaniu tego fragmentu stwierdziłem, że całe 35 lat za kierownicą mogę wyrzucić do kosza. Otóż ewidentnie nie nauczyłem się ruszać na śliskiej nawierzchni… może za mało gazu dawałem… a przecież tylko Mały Jasio wie, że niezależnie od okoliczności przy ruszaniu trzeba wciskać gaz do podłogi. Nigdy też nie nauczyłem się pokonywać zakrętów tak jak Mały Jasio: „Na dodatek tego potężnego trzylitrowa kupimy wyłącznie z napędem na tył. To o tyle dziwne, że słabsze, dwulitrowe motory są dostępne z napędem na cztery koła. W efekcie gwałtowne dodanie gazu na wyjściu z zakrętu bardzo często kończy się poślizgiem – przynajmniej na mokrej nawierzchni” . To już nie jest śmieszne, tylko po prostu niebezpieczne. Mały Jasio może sobie zrobić krzywdę… albo, co gorsza, komuś…
Mały Jasio potrafi natomiast skupić się na tym, co w samochodzie najważniejsze: „Gwóźdź programu – lodówka z kieliszkami do szampana firmy Orrefors, producenta najwyżej klasy szwedzkich kryształów” – bo przecież to jest najważniejszy element Volvo XC 90, prawda? Nie jakieś tam skomplikowane systemy bezpieczeństwa, o nich Jasio nawet słowem nie wspomina…
No dobrze, czas odpowiedzieć na podstawowe pytanie: czemu czepiam się Małego Jasia, przecież stara się chłopak jak może. Otóż dlatego, że działalność Małych Jasiów przynosi więcej szkody niż pożytku, i to w wielu wymiarach. Przeciętny, niezbyt znający się na motoryzacji czytelnik może przecież te wynurzenia potraktować poważnie. Uznać, że skoro dla Ważnego Redaktora (bo skąd ten przeciętny czytelnik ma wiedzieć, że to tylko Mały Jasio) coś jest złe, a coś dobre, to i dla niego być powinno. A przyjęcie optyki Małego Jasia, choćby w kwestii świętego przyspieszenia, ruszania z miejsca czy pokonywania zakrętów może skończyć się źle. Tak, wiem, w Internecie każdy może pisać o samochodach i nic się na to nie poradzi. Wolałbym mimo wszystko, żeby poważniejsze redakcje jednak tonowały zapędy swoich Małych Jasiów, a importerzy nieco bardziej uważali, komu dają samochody z parków prasowych. Bo „publikacje” Małych Jasiów ani redakcjom, ani markom chluby nie przynoszą.
I na koniec: użyte w tekście cytaty pochodzą od różnych autorów, zostały jednak przytoczone in extenso, bez poprawek, o które czasami się proszą.