Świetna pouczająca makabra
Czy makabra w ogóle może być pouczająca? Z pewnością w wielu wypadkach tak. Ja mam akurat na myśli świeżo ukończoną lekturę książki dr Richarda Shepherda „Niewyjaśnione okoliczności”.
To niezwykła książka. Dr Shepherd jest wybitnym (jednym z najsłynniejszych i największych) brytyjskich medyków sądowych. Nie anatomopatologów, ale właśnie medyków sądowych – od początku studiów specjalizujących się we współpracy z policją. Taki medyk sądowy nigdy w życiu nie miał żywego pacjenta; miał za to tysiące martwych, którzy pod jego skalpelem zaczęli dawać świadectwa o katastrofie, wypadku czy zbrodni.
Shepherd był obecny – i aktywny – przy wielu najgłośniejszych zdarzeniach tego typu. Reprezentował stronę brytyjską przy badaniu i identyfikacji ofiar zamachu na World Trade Center. Badał zwłoki zamordowanych przez islamistów turystów na wyspie Bali. Analizował śmierć księżnej Diany. Współpracował przy badaniu skutków koszmarnych katastrof kolejowych i fatalnych wypadków żeglugowych. Posłał do więzienia dziesiątki przestępców, którym bez jego skalpela i niesamowitej wiedzy mogłoby się udać uniknąć kary; licznym kandydatom do pomyłki sądowej – z drugiej strony – przywrócił dobre imię.
Pisze zatem rzeczywiście o makabrze. Ale pisze – powiedziałbym – nie tyle beznamiętnie, bo to człowiek wprost zżerany swoja pasją wiedzy, co z typowo brytyjskim poczuciem dystansu i … humoru. Żaden czytelnik jego książki nie będzie miał zatem koszmarnych snów ani nie zrobi mu się niedobrze.
Książka nie jest suchym opisem ciekawych czy sensacyjnych przypadków. To jest prawdziwa literatura faktu (czy może publicystyka) w najlepszym wydaniu. Niby- zwykła autobiografia, a w gruncie rzeczy poruszający dramat jednostki.
Bo dr Shepherd omal nie stracił w dziwnych – ale pewno nie-nietypowych – okolicznościach życia. W pewnym momencie mianowicie wytoczono mu przed brytyjskim sądem lekarskim proces o dokonanie tak karygodnego błędu w sztuce, że uznanie go winnym musiałoby tego profesora kilku wyższych uczelni, członka towarzystw naukowych i jeden z największych w świecie autorytetów w dziedzinie medycyny sądowej – po prostu wyrzucić poza nawias społeczeństwa i pozbawić prawa wykonywania zawodu.
A historia była w sumie dość banalna. Dr Shepherd wraz z koleżanką dokonywali sekcji zwłok noworodka. I werdykt ich brzmiał – tzw. SIDS, czyli nagła śmierć niemowlęcia. Słowem, niczyja wina. Ale później okazało się, że obydwoje rodzice dziecka – to dno marginesu społecznego, narkomani i męty. Prawnicy zasugerowali się ich sytuacją, rzucili się na sprawę i zapragnęli im odebrać prawo opieki nad następnym dzieckiem. W tym celu musieli obalić diagnozę Shepherda, który jakoby nie obejrzał dokładnie zdjęć zwłok dziecka i nie zauważył na nich śladów obrażeń, świadczących jakoby o tym, że rodzice dopuścili się wobec niego jakichś czynów brutalnych. Na nic nie zdało się dowodzenie, że zdjęcia miały niską rozdzielczość i były tak złe, że nawet zafałszowały w oczywisty sposób kolory.
Sprawa trafiła do brytyjskiego sądu lekarskiego. A ten się nie spieszy i przed wydaniem orzeczenia nie kontaktuje się z obwinionym. I po kilku miesiącach profesor Shepherd tarfił w ręce psychologów i psychiatrów w stanie krytycznym, krok od samobójstwa. Zdiagnozowano u niego Zespół Stresu Pourazowego – identyczny, jak u wracających z boju wielu żołnierzy…
Przy okazji niejako rozpadło się 30-letnie małżeństwo autora.
Na szczęście, sprawa się w sumie skończyła dobrze, a nawet bardzo dobrze. Dobrze dlatego, że sąd postępowanie w końcu umorzył, zaś Shepherd znalazł w życiu prywatnym właściwą partnerkę. A bardzo dobrze dlatego, że psychiatrzy polecili mu w celach terapeutycznym zwerbalizować opisem całe swoje życie; i to jest geneza tej niezwykłej, przetłumaczonej już na wiele języków książki.
Na tle lektury – taka refleksja. Otóż na podstawie opisu skutków ataku na World Trade Center można wyciągnąć ciekawe wnioski – na przykład o tym, co się działo w Smoleńsku po znanej katastrofie lotniczej. Kto ten opis przeczyta – zapewne nie poważy się już oskarżać pracujących na miejscu lekarzy i inne służby o niestaranność; zrozumie, że to, co się tam działo – było nieuniknione…
Dwie anegdoty; jedna sensacyjna, druga zabawna. Dr Shepherd doszedł mianowicie do wniosku, że księżna Diana mogła przeżyć znany wypadek. Do jej śmierci doprowadziło to, że w momencie dotarcia do rozbitego samochodu ratowników była przytomna i był z nią kontakt. A ratuje się najpierw nieprzytomnych. Tylko że Diana uległa niesłychanie nietypowemu i trudno dostrzegalnemu obrażeniu: pękła jej jedna z żył, co spowodowało krwotok wewnętrzny. Gdyby trafiła na stół chirurgiczny 10 minut wcześniej – jak pisze Shepherd, w dwa dni później mogłaby się pokazywać publicznie z ręką na temblaku. Ale nie trafiła; i wszystko odbyło się zgodnie z zasadami sztuki lekarskiej…
A historia w sumie dość zabawna jest taka. Dr Shepherda wezwano mianowicie do zbadania zwłok topielca, którego rodzina sądziła, że został on przez kogoś zaatakowany i wrzucony do Tamizy. Shepherd obejrzał zwłoki i orzekł, że była to typowa i wielokrotnie opisana … śmierć przy siusianiu (nie miałem oczywiście pojęcia, że coś takiego istnieje). Polega ona na tym, że mocno pijany dżentelmen siusia nad stromym brzegiem rzeki, kiwa się… i chlup.
Jedyna rzecz, do której muszę się przyczepić – to redakcja, a może tłumaczenie; ale nawet jeśli to były błędy tłumacza, to winien jest redaktor i korektor. Parę razy rzuciło mną o ścianę, bo trafiłem na błędy, których osobiście nienawidzę: użycie imiesłowu typu „idąc przez most, spadła mi czapka” i zwrot „obydwoje dziewczynek”. Spuśćmy jednak na to zasłonę miłosierdzia.
Soczysta książka, że tak powiem. I mocno wzruszająca. Dla dziennikarzy naukowych, zwłaszcza specjalizujących się w ochronie zdrowia – lektura po prostu obowiązkowa. Dla wszystkich innych – zalecana.
____
Dr Richard Shepherd: Niewyjaśnione okoliczności. Przeł. Urszula Gardner, wyd. Insignis, Kraków 2018, wyd. I. Str. 455.