List do przyjaciół związkowców
Jacek Parol
Szanowni związkowcy Niezależnego Samorządnego Związku zawodowego „Solidarność”!
Piszę do Was w przededniu rocznicy Porozumień Sierpniowych, które były wyrazem mądrości naszego narodu w wyborze drogi do demokracji. Wtedy, w 1980 roku, zamiast do siebie strzelać znaleźliśmy w sobie siłę i roztropność, by usiąść przy stole i rozmawiać.
Miałem wtedy 16 lat. Znak Solidarności, Lech Wałęsa, Mazowiecki, Kuroń – to dla mnie symbole prawdziwego wstawania z kolan, wolności i mądrości.
Pamiętam pierwszy numer Tygodnika Solidarność, który przyniosłem do domu i z wypiekami na twarzy czytałem. Pamiętam wszystko to, co działo się potem. Stan Wojenny, czołgi na ulicach, mróz i dym koksowników. Pamiętam demonstracje, gdy staliśmy na Krakowskim Przedmieściu skandując „Solidarność, Solidarność” z rękami uniesionymi w geście Victorii.
Wtedy prawo do skandowania Solidarność było prawem ulicy, prawem obywatelskiego nieposłuszeństwa – a za obecność na demonstracji groziło coś więcej niż grzywna.
Wtedy ta nasza podziemna Solidarność była Śpiącym Rycerzem, który kiedyś wstanie i przyniesie nam wolność.
Łatwo dziś być kombatantem tamtych czasów, ale za tamtą Solidarność gotowi byliśmy oddać wiele. A niektórzy oddali po prostu życie.
Po 36 latach na usta ciśnie się parafraza słów piosenki Kazika „coście skurwysyny uczynili z tą Solidarnością”?
Waszym bohaterem stał się największy dekownik stanu wojennego, który był zbyt tchórzliwy, by zapisać się do tamtej Solidarności. Nie ma w Was ani krzty solidarności z legendami związku – lżonymi, pomawianymi i szykanowanymi przez małych wyrobników dobrej zmiany.
Nie ma miejsca na waszych obchodach dla Wałęsy, Frasyniuka i Wujca, nie ma miejsca dla Łozińskiego i dla mnie. Jesteśmy dla was „bojówkami KOD”.
Na czele wielkiej Solidarności stoi człowiek, który wtedy pilnował radiokomitetu z rozkazu władzy. To zapewne tamte doświadczenia pozwalają mu tak łatwo grozić ludziom związkowymi aktywistami.
W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że znajdą się ludzie, którzy sprowadzą wielką Solidarność do roli kijowskich tituszków. Nie podejrzewałem, że skandując „Solidarność, Solidarność” wtedy w 1981 roku – dożyję momentu, w którym przewodniczący tej Solidarności ustawi związkowców dokładnie tam gdzie stało ZOMO.
„Coście skurwysyny uczynili tej Krainie” …
Tekst pierwotnie opublikowany w Studioopinii.pl