Aktualności

Kończy się czas dziennikarzy, nadchodzą prorocy? Miecugow: Odbiorcy nie chcą wątpliwości. Jesteśmy w kropce

Grzegorz Miecugow

„Dziennikarstwo przestaje pełnić rolę, do której zostało powołane” – pisał Igor Janke, uzasadniając swoje odejście z zawodu. – To wina nas wszystkich – przyznaje w rozmowie z TOK FM Grzegorz Miecugow, dziennikarz TVN. Jego zdaniem panujące w Polsce podziały niszczą dziennikarstwo. – Dziennikarz „Wyborczej”, gdy pójdzie pod Pałac Prezydencki, zostanie opluty – stwierdza.

Igor Janke, twórca platformy blogowej Salon24 i były dziennikarz „Rzeczpospolitej”, a wcześniej także m.in. TOK FM i PAP, odszedł z zawodu. Zamierza pracować w agencji PR.

„Dziennikarstwo przestaje pełnić rolę, do której zostało powołane. Misja, która w mojej pracy była zawsze ważna, jest na coraz dalszym miejscu w niemal wszystkich redakcjach. Coraz dalej dziennikarstwu do mojego ideału – anglosaskiego modelu zdystansowanego, rzetelnego, bezstronnego przyglądania się działaniom władzy i tłumaczeniu tego, co dzieje się na świecie” – tłumaczył swą decyzję Janke.

Czy jednak jest to wytłumaczenie pełne? O tym rozmawiamy z Grzegorzem Miecugowem, dziennikarzem TVN, prowadzącym „Szkło kontaktowe”, wcześniej współpracującym m.in. z radiową Trójką i TVP.

Krzysztof Lepczyński: Z dziennikarstwa odszedł właśnie Igor Janke. Przez 20 lat tworzył media, a teraz je krytykuje.

Grzegorz Miecugow: – Chce pan powiedzieć, że to częściowo jego wina? To wina nas wszystkich. Zgadzam się z jego opinią, że skończył się czas mediów, których projekt biznesowy polegał na tym, że rzetelnie informują o tym, co się dzieje. Człowiek się godzi na pewne ustępstwa, ale w pewnym momencie zaczyna mu to doskwierać. Dlatego często ulegamy rynkowi. W trudnych czasach tradycyjne media mają coraz większy kłopot, zwłaszcza w zderzeniu z nowymi mediami, jak Facebook czy Twitter. Godzimy się na to, żeby pokazywać to, co widz chce oglądać. Inny świat pokazuje „Gazeta Wyborcza”, inny – „Gazeta Polska”. Niby mówimy tym samym językiem, ale odnosimy się do własnych odbiorców. To jest na dłuższą metę irytujące dla dziennikarzy.

I łatwiej odejść z zawodu niż próbować coś zmienić?

– Jak dziennikarz „Gazety Wyborczej” może zmienić ten podział? Jak może zachęcić czytelnika „Gazety Polskiej” do czytania „Wyborczej” i odwrotnie? Nie ma takiej możliwości. Jesteśmy w kropce. Dziennikarz „Wyborczej” czy TVN, gdy pójdzie w jakimś krytycznym momencie pod Pałac Prezydencki, zostanie opluty.

To dziennikarze dokładają do medialnego pieca. Może pora zacząć go wygaszać?

– Wszystko zaczyna się od zrozumienia. Tomek Kwaśniewski pisał kiedyś, że spotkał dawnego kolegę, który znalazł się po drugiej stronie barykady. Obaj wzajemnie uważali siebie za wariatów. Największy problem jest w tym, że czytelnik „Gazety Polskiej” nie jest cyniczny. On głęboko wierzy w to, co mówi.

To nie jest tak, że dorzucamy do kotła. Z przerażeniem patrzę na to, co się opowiada o Smoleńsku. Z każdym rokiem coraz głupsze rzeczy. Nie mówię, że rząd wszystko dobrze zrobił. Zachował się przyzwoicie, choćby sprowadzając trumny do kraju, to była ogromna operacja. Ale widzę masę zaniechań po stronie rządowej. Jednak kiedy to mówię, dostaję telefon, SMS, list: „Ty wstrętny PiS-owcu, więcej cię nie będę oglądała. Przyrzekłam sobie, że ilekroć zobaczę twój program, będę wyłączała telewizję”. Dostałem taki list ostatnio.

Problem nie jest więc w dziennikarzach, ale w świecie zewnętrznym. Robert Krasowski pisał w „Polityce” o dwóch postawach: romantycznej i pozytywistycznej. Po rozbiorach jedni chcieli chwycić za szablę, drudzy mówili: „Nie, wypracujmy tę Polskę”. Ten podział cały czas wraca.

Może w dziennikarstwie za dużo jest wiary, a za mało profesjonalizmu?

– Racja. Jak jest wiara, nie ma rzetelności. Ale mówię o czym innym. Jeśli mam jakiekolwiek wątpliwości dotyczące na przykład katastrofy smoleńskiej, to moi odbiorcy odbierają mi prawo do wątpliwości. Oni nie chcą żadnych wątpliwości. Oni chcą wiedzieć, że ci, którzy głosują na PiS, to wariaci. A wyborcy PiS mówią o tych, którzy bronią premiera: „Zdrajcy”. Tu nie ma płaszczyzny porozumienia. Są dziennikarze, którzy mają wątpliwości, nie opowiadają się twardo po jednej stronie. Ale takich dziennikarzy jest stanowczo zbyt mało.

Kończy się czas dziennikarzy, nadchodzi czas proroków?

– Boję się, że w Polsce tak. Ale może to zmierza do przesilenia? W pewnym momencie coś huknie, przewartościuje się, wszystko będzie od nowa. Mówię to jednak bez większej wiary.

Źródło: TOK FM