Fejsbuntownicy
Jacek Parol
Media społecznościowe to ogromna siła. Kiedyś do wywołania rewolucji trzeba było mocno się nakombinować, wysyłać emisariuszy, pisać listy atramentem sympatycznym i prowadzić tajne narady w piwnicznych izbach.
Ukraińcy pokazali jak można wywołać rewolucję, która zmieniła bieg historii w tej części świata, posługując się wyłącznie fejsbukiem. No i oczywiście – ludzką energią i brakiem zgody na wepchnięcie na powrót Ukrainy w pozaeuropejską, sowiecką strefę wpływów.
Media społecznościowe mogą być błogosławieństwem. Mogą być też przekleństwem i w taki właśnie kanał udało się nam samodzielnie wpuścić.
Gdy wybuchł KOD i zorganizowaliśmy pierwsza manifestację, tę grudniowa w obronie TK, na FB chęć udziału w wydarzeniu zgłosiło kilka tysięcy osób. Znając zasady, jakimi rządzi się Internet, z niepokojem czekaliśmy czy przyjdzie, chociaż część, chociaż tysiąc osób. Przyszło 50 tysięcy.
Nie wyciągnęliśmy z tego żadnej lekcji, a szkoda. Lekcja, której nie odrobiliśmy dotyczyła chęci działania w realu-nie na fejsbuku. Wszystko, co KOD wtedy powinien był zrobić, to uruchomić i zagospodarować te emocje w realu. Zamiast tego całą energię skoncentrowaliśmy na działaniu wirtualnym.
I tak zamordowaliśmy realną opozycję na rzecz fejsbuntownictwa.
Rewolucja na fejsbuku ma ogromne zalety w stosunku do prawdziwego działania. Dyskusje z przeciwnikami, wojny o pietruszkę i totemy, czytanie mniej lub bardziej mądrych analiz sytuacji, w tym również tekstów autora, doskonale kradnie czas, uspokaja sumienie, jest niebrudząca i…nie niesie za sobą absolutnie żadnej wartości dodanej.
Wybucha bomba w Paryżu czy Nicei, nożownik atakuje w Londynie, samobójca atakuje samochodem w Berlinie a my piszemy je suis … (W miejsce kropek wstawić to, co trzeba), profilowe podświetlamy flagą danego kraju i już możemy wrócić do oglądania „Na wspólnej”
PiS niszczy Trybunał Konstytucyjny. Na fejsbuku oznajmiasz „koniec demokracji” „zmierzamy ku dyktaturze”, nawet brawurowo zapisujesz się do grupy „W obronie prof. Rzeplińskiego” i już możesz zająć się pierogami świątecznymi, co jakiś czas sprawdzając ile lajków uzyskała twoja złota myśl o śmierci demokracji.
Minister Obrony poza oczywistym szaleństwem okazuje się mocno powiązany z ruskimi służbami. Lajkujesz artykuł, udostępniasz na 30 grupach opozycyjnych, na których jesteś, inni od teraz też mogą cię lajkować. Czytasz, że to wstrząśnie rządem. Potem przekonujesz się, że nie wstrząśnie. Piszesz „to koniec demokracji” zapisujesz do grupy „Macierewicz musi odejść” Pora na grilla.
Czytasz wezwanie na dziesiątego na kontrmanifestację. Nie możesz iść. Masz fryzjera, dentystę, biegunkę, znajomi wpadną na kolację, ale lajkujesz i śledzisz. Potem pilnie czytasz relacje. Oburzasz się na policję, Błaszczaka, piszesz „jak ZOMO” ‘ To już dyktatura” „dość tego”. Doczytujesz, że kogoś wynieśli, a ktoś się nie załapał. Komentujesz, bierzesz stronę tych, co by ich wynieśli, ale ich nie wynieśli, bo nie byli, bo mieli dentystę. Wyrzucasz ze znajomych tych, co byli, ale mają inne zdanie, ewentualnie tych, co nie byli, ale gdyby byli zachowaliby się odważniej.
Niszczą Puszczę Białowieską. Oburzasz się. Tam w Puszczy na deszczu koczują zapaleńcy ekolodzy, realnie broniąc Puszczy przed maszynami i debilami. Oznaczasz zdjęcie profilowe napisem „bronie Puszczy przed wycinką”. Musisz do tego zmienić napis „stoję murem za sędzią Rzeplińskim(, ale przecież już się go nabroniłeś wystarczająco) nawet przypinasz zieloną wstążkę. Można z czystym sumieniem wrócić do robienia porządków w szafie.
Dzień za dniem, od dwóch lat marnujemy energię dokładnie tam gdzie Pis chce żebyśmy ją marnowali. W świecie wirtualnym. Tymczasem w świecie realnym przez nikogo nie niepokojona dobra zmiana karczuje naszą demokrację, wizerunek Polski w świecie, udział we wspólnocie europejskiej, prawa obywatelskie i świeckość państwa.
Gdy któregoś dnia w ramach kaprysu nowi władcy wyłączą nam Internet, ze zdziwieniem wypełzniemy na pustynię pozbawioną drzew i sensu.